24 stycznia 2025

Starbucks – odsłona pierwsza. 
Miała być jedyna

Czas czytania: 6 min.

Na zdjęciu, które zaprasza do przeczytania tego wpisu widnieje moja facjata. Mam wątpliwość, czy jest to dobry sposób na zachęcenie do lektury … Jakkolwiek, miało ono (to zdjęcie) stanowić wstęp do krótkiego i rzetelnego materiału, na temat tego, co mnie spotkało w pewnej poznańskiej, sieciowej (BA!!! Światowej!) kawiarni zwanej… Starbucks. Wahałem się, czy podawać nazwę, ale im dłużej o tym myślałem, tym bardziej dochodziłem do wniosku, że absolutnie jest to konieczne po to, aby wiedzieć, zastanawiać się i zwyczajnie mieć świadomość (niektórzy), że warto i można stawać się lepszym – brzmi trochę enigmatycznie? Ciąg dalszy wyjaśni.

Wracając do mojego materiału. Miał mieć formę wprowadzającego wideo. Krótką, okraszoną niewielkim tekstem. Stało się inaczej. Powstał z tego mini serial w wersji pisanej. Dziś pierwsza odsłona. Choć mając pomysł na opisanie przedstawionej tu sytuacji, nie sądziłem, że sprawa będzie miała swój ciąg dalszy. Sprawa rozwijała się w trakcie i obok pisania…

Początek historii

Było jesienne południe (dokładnie godz. 12.25, 4 października 2024r.), w które zasiadłem w kawiarni, w Bałtyku (taki biurowiec w centrum Poznania), aby wypić dobrej jakości kawę, a jednocześnie doczekać godziny, o której miałem niedaleko spotkanie. Zamówiłem, zapłaciłem, usiadłem przy stoliku na uboczu, otworzyłem laptopa i skrobałem co miałem do napisania. Wtem, do stolika obok (jakieś 4 metry ode mnie) podeszły dwie dziewczyny. Finalnie jedna usiadła, a druga stanęła przy stoliku i wyraźnie oburzona powiedziała „…kuźwa, dlaczego jej nie powiedziałaś? Przecież nam się to należy, powinnyśmy dostać. Daj paragon!”. 

Gdy mówiąca te słowa analizowała skrawek papieru, druga z dziewczyn spokojnie starała się wytłumaczyć „Daj spokój. Przesadzasz. Te kilka złotych? Może promka się skończyła.” Wyraźna introwertyczka, o spokojnym usposobieniu, skromnie ubrana i wyciszona starała się nie przejmować czymś, co tak wzburzyło jej koleżankę. Ta pierwsza jednak była w kompletnie innym stanie. Wyraźnie nakręcająca się zaczęła coraz głośniej mówić „Jesteś tępa! Zamówiłyśmy dwie więc co!?!? Ogarnij się! Olałaś sprawę”.

Przyznaję, że nie bardzo chciałem brać udział w tym co słyszę, trudno jednak było nie być świadkiem słów, które padały. Sprawa między dwudziestoparolatkami ewidentnie nabierała dynamizmu. Rzucały względem siebie kolejne teksty, które choć w nowych słowach wyrażały ciągle te same treści, co wcześniej.

W pewnym momencie przez salę przechodziła jedna z pracownic Starbucksa. Minęła wspomniane dwie klientki, podeszła do stolików na końcu sali i zaczęła zbierać zostawione przez klientów filiżanki i talerze. Wracając objuczona nimi, po drodze trafiła na bardziej dynamiczny fragment rozmowy cytowanych przeze mnie dziewczyn. Zatrzymała się i zapytała, czy jest coś w czym może im pomóc. Klientka, która cały czas była w pozycji stojącej zaczęła tłumaczyć, że jej zdaniem zostały oszukane przez osobę, u której zamawiały kawy, bo w ramach obowiązującej promocji, przy zamówieniu dwóch danego rodzaju, na tę drugą powinien zostać przyznany rabat – przynajmniej tak zrozumiałem siedząc w pewnej odległości. Uffff. Przynajmniej wyjaśniło się mniej więcej w czym rzecz. Sprawa prosta, jakoś szczególnie mnie nie interesująca. Chciałem już wrócić do swojego stanu skupienia nad komputerem. Wówczas jednak doszło do… tego, co mnie faktycznie zaczęło ciekawić.

Pracownica kawiarni poprosiła o pokazanie paragonu. Jednocześnie na stolik, przy którym toczyła się cała rozmowa, a jednocześnie siedziała jedna ze wspomnianych dwóch klientek, odłożyła pozbierane chwilę wcześniej brudne talerze i filiżanki, usiadła na krześle dostawionym również do tego stolika i z wręczonym jej paragonem trzymanym w ręce, zaczęła analizować jego treść. Po chwili powiedziała, że „faktycznie koleżanka podczas nabijania kaw na kasę nie uwzględniła rabatu, który powinien zostać przyznany”. Następnie zaproponowała pójście z nią do baru w celu załatwienia sprawy.

Cóż takiego się wydarzyło

Czy wydarzyło się tu coś wyjątkowego? Niby nie. Sprawa załatwiona? Być może. Nie wiem. Nie poszedłem za nimi, nie sprawdziłem czym się skończyło – czy dostały rabat, czy w ogóle faktycznie chodziło o rabat, czy może podarowano im jako zadość uczynienie darmowe ciastko, uścisk ręki kierownika placówki? Nie wiem. 

Oczywiście byłoby cenne dowiedzieć się jak de facto reklamacja została załatwiona. Zapewne taka kawiarnia jako światowa sieciówka, ma na tego typu sytuacje jakąś procedurę. Dobrze byłoby ją poznać dla świadomości. Moja głowa i przemyślenia były już jednak w innym miejscu.

To, co dało mi do myślenia, a nawet w pewien sposób urzekło, już się wydarzyło. Że urzekło, to pewnie subiektywne odczucie. Wyszedłem z kawiarni i wówczas nagrałem od razu krótki materiał, z którego pochodzi kadr stanowiący wizualne „uatrakcyjnienie” tego wpisu. Nagrałem od razu, żeby mi nie uciekło z głowy to, co dało mi do myślenia. Zacząłem się bowiem zastanawiać nad zachowaniem pracownicy kawiarni. Do czego bowiem doszło:

- zatrzymała się przy żywo rozmawiających klientkach i zapytała czy przytrafiło się coś w czym może pomóc – sama z siebie, nie zaczepiana, nie wciągana w sprawę przez klientki – ŚWIETNIE!
- wysłuchała ze spokojem i uważnością w czym leży kłopot – ŚWIETNIE!

- sprawdziła ze skupieniem fakty (paragon) – ŚWIETNIE!
- podzieliła się swoją opinią, rozpatrując de facto od razu reklamację – ŚWIETNIE!
- zaproponowała rozwiązanie – ŚWIETNIE!
- zaangażowała się poprzez zaprowadzenie klientek i pomoc z osobistym załatwieniem sprawy – ŚWIETNIE!

Co zatem nie dawało mi spokoju:
- czy dobrze zrobiła, że odłożyła brudne naczynia na stolik, przy którym toczyła się cała rozmowa?
- czy dobrze zrobiła, że usiadła przy stoliku klientek?
- skąd pomysł na takie zachowanie?

Rozpoczynając pisanie tego tekstu miałem w planie przedstawienie jedynie sytuacji z pewną dozą własnych przemyśleń – co zresztą przedstawia powyższy tekst. W miarę pisania uznałem jednak, że konieczne jest głębsze przedstawienie moich zauważek i powyżywanie się nad nimi intelektualnie, aby w większym stopniu wciągnąć Was w dywagacje. Proste.

Zaczęła mi jednak świtać w głowie dodatkowa myśl – może zamiast interpretować rzeczywistość (o takim podejściu pisałem tutaj) może warto sprawdzić kilka faktów u źródła.

Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Tym też sposobem powstał drugi odcinek sagi, który znajdziecie w tym miejscu. Zobaczycie – sprawa stała się rozwojowa. Dużo bardziej niż sądziłem.

WRÓĆ NA UZEWNĘTRZNIENIA