Dużo szczęścia i radości! Takie życzenia kiedyś słyszałem, gdy zupełnie przez przypadek stałem koło pary, która postanowiła połączyć się węzłem małżeńskim na lata. Ile? Jeszcze nie wiedzą. Zobaczą. Na razie do nich dotarło, że ludzie im życzą głównie „szczęścia i radości”.
Tylko w sumie o co w tych życzeniach chodzi? Pierwszy smuteczek jest o tym… (to taka dygresja do piosenki „Psie smutki” z Akademii Pana Kleksa), że nie widzimy różnicy pomiędzy słowami „szczęście” i „radość” zatem zbijamy jako słowa bliskoznaczne wrzucając do jednego garnka. Choć może jest odwrotnie, czyli mamy świadomość, że ich znaczenie jest jednak inne, stąd serwujemy oba te słowa na jednym wydechu? Kiedyś trafiłem na ciekawe opracowanie, w którym autor zastanawiał się nad różnicą między tymi dwoma pojęciami. Zwracał uwagę przede wszystkim na fakt, iż poczucie radości jest chwilowe. Nie możemy więc być radośni permanentnie. Gdyby tak było to, żeby czuć radość musimy wcześniej nie być radośni. Zakładając jednocześnie, że radość jest chwilowym stanem, to przyjąć trzeba, że jest ono celem pewnej pracy, nakładu energii w dłuższym czasie – inaczej mówiąc efektem pracy występującej w dłuższej jednostce czasu. A skoro efekt jest radosny, to droga do niego musi być trudna, żmudna (nafaszerowana jak antipasti w postaci papryczek z serem), czyli pozbawiona przyjemności i odczuwanej satysfakcji.
Uproszczenie? Może.
Z innej strony gryząc tę włoską przystawkę, skoro radość jest krótkotrwała i chwilowa, to nie potrafimy w niej trwać zbyt długo. Oswajamy się z efektem uzyskania celu, przyzwyczajamy się do danego stanu (ducha bądź posiadania), zatem staje się stanem zwyczajowym. Co zatem należy zrobić? Trzeba szukać dalej! Konieczne jest wyznaczanie sobie kolejnego celu, który da nam…. radość. To może stanem o dłuższym terminie przydatności jest szczęście? W internetowym podpowiadaczach można znaleźć zdefiniowanie go jako pojęcie o charakterze bardziej złożonym i właśnie długotrwałym. Cały czas jednak nie daje mi spokoju podejście, że to może być tak zero-jedynkowe.
Z punktu widzenia relacji (drugi smuteczek), pojawia się wątpliwość, czy osoby składające życzenia zadały sobie trud, aby choć chwilę zastanowić się nad tym, czego mogą życzyć osobom, którym dobrze życzą. Hasło „szczęścia i radości”, do którego można nawet dorzucić „zdrowia i powodzenia” są mało oryginalne, dość wyświechtane, banalne. Czy zatem wyrzucenie otworem paszczowo-gębowym wspomnianych słów wynika z braku choćby odrobiny zaangażowania? Może związane jest z brakiem kreatywności? Prawdą przecież jest, że nie każdy jest krasomówcą, człekiem, który lubi gimnastykować język (a wcześniej komórki mózgowe) do tego, aby stworzyć jakieś oryginalne teksty okraszone trudnymi sformułowaniami, które wymagają sprawdzenia w necie, co się kryje pod kołderką trudności struktury powstałej z połączenia konkretnych liter.
Może rzecz jest jednak w tym, że brakuje nam znajomości siebie wzajemnie, a brak znajomości wynika z faktu, że innych nie słuchamy? Czasem zdarza nam się, że innych słyszymy, ale właśnie nie słuchamy, czyli nie jesteśmy uważni, skupieni, skoncentrowani. Wiemy, że rozmawialiśmy ze znajomym o jego ogrodzie. Po jakimś jednak czasie nie możemy sobie przypomnieć, czy narzekał, że musi kosić tę paskudną trawę i chętnie powiesiłby za przyrodzenie tego, który polecił mu tę mieszankę nasion, które potrafią powiększać długość źdźbła co każde 48 godzin, czy może uwielbia sobotnie upalne popołudnia spędzać na spacerach prowadzony przez kosiarkę, trzymając w ręce zimne piwo – w końcu to chyba jedyny pojazd mechaniczny, który można prowadzić „pod wpływem”, za co nie skonfiskują kierowcy jego fury.
Przy braku koncentracji na rozmówcy, samej rozmowie, temacie, świadomym byciu w danym miejscu i czasie, może być jak z tą plotką o rowerze > Marek powiedział Wojtkowi, że słyszał od Magdy, że podobno Wiktorii męża kuzynce ukradli spod sklepu rower. Po czym się okazuje, że im nie ukradli, tylko oni wzięli chwilówkę. A na dodatek to nie był rower tylko wózek dziecięcy.
Wydaje się, że warto jest być skupionym, uważnym i obecnym w rozmowach, które prowadzimy. Dzięki temu, w życiu biznesowym jesteśmy w stanie lepiej zrozumieć klientów, a tym samym pomóc im w lepszym zaspokojeniu ich potrzeb. Zadając jednocześnie odpowiednie pytania w przypadku wątpliwości co do usłyszanych informacji (o tym jednak napiszę kiedyś osobny tekst).
Ten stan skupienia (nie chodzi mi przy tym o lotny - choć i polot czasem by się też zapewne przydał) również może być pomocny w relacjach prywatnych. Może życzenia, które składane są nam bądź sami staramy się przekazać innym będą bardziej wyszukane. Nie po to, aby po prostu były oryginalne, lecz po to, aby były przemyślane, a tym samym szczere, wynikające z tego, że się znamy, bo się między innymi słuchamy.
Pozostaje wtedy już tylko myśli ubrać w słowa. Jeżeli ktoś ma problem z używaniem bardziej wysublimowanego słownictwa, to w dzisiejszych czasach jest mu dużo prościej, gdyż może skorzystać choćby z ChatGPT. Jest jednak kłopot – do tego też trzeba nieco czasu i zaangażowania. To też bowiem trzeba chwilę wcześniej zaplanować i zrealizować, czyli się zaangażować, a przecież łatwiej wyrzucić z siebie łatwe, proste, będące ciągle pod ręką „Dużo szczęścia i radości!”