Czas czytania: 2 min. 30 sek.
To miał być wyluzowany, niedzielny poranek, gdy o 10.15 zaczynam zajęcia ze studentami, spędzając z nimi 4 godziny na przedmiocie „Zarządzanie relacjami z klientem”. Byłem przygotowany, miałem kilka ciekawych przykładów i otwartą głowę na dyskusje.
Życie jednak postanowił podsunąć całkowicie świeże zagadnienie do przedyskutowania.
Coraz mniej produktów w produktach
Było przyjemnie, jesiennie, świeciło słońce, brak chmur, cisza, okolica śpi. Wszedłem do kuchni, otworzyłem lodówkę i zdecydowałem, że dzisiaj na stół wjadą parówki. Szybko, sprawnie, danie na ciepło. Nie będę się rozwodził, czy można zdrowiej ;)
Chwyciłem opakowanie – została jedna sztuka (jak na zdjęciu nr 1). Trudno. Dzieciaki dzień wcześniej były szybsze. Otwieram i widzę to, co prezentuje zdjęcie nr 2. Bezwzględnie sztuka jest jedna, ale zajmuje zdecydowanie mniej miejsca w opakowaniu niż mógłbym się spodziewać.
Przyznaję, że słyszałem i widziałem w ostatnich miesiącach różne triki, które stosują niektórzy producenci. Widziałem czekolady, które nagle stały się wersjami fit – nie dlatego, że wspierają odchudzanie – po prostu zmniejszyła się ich waga przy zachowaniu długości i szerokości tabliczki, zatem musiała zmniejszyć się ich grubość.
Zauważyłem, co dzieje się z opakowaniami chipsów – a raczej ich gramaturą. Przykładów jest sporo. Mam świadomość, że niektórzy producenci nie zdecydowali się przez jakiś czas na podniesienie cen swoich produktów, lecz poszukiwali innych wytrychów na utrzymanie marżowości.
To nie krytykanctwo, lecz krytyka
Poszedł w tę stronę niestety również Tarczyński z parówkami z fileta z kurczaka. Nie zamierzam hejtować. Nie chcę się wyżywać. Nie jestem z tych, którzy się rzucają, przeklinają i przechodzą do działań odwetowych.
Chcę jednak wyrazić, że otwarcie tego opakowania i zobaczenie tego, co zobaczyłem spotkało się u mnie z zaskoczeniem i ogromnym rozczarowaniem. Pewnym zażenowaniem i rozgoryczeniem. Ale jak? Dlaczego?
Po prostu niedowierzałem, że w taki banalny sposób dałem się złapać marce, którą cenię, bo jest polską firmą z tradycjami, która odniosła sukces również międzynarodowy, bo czuję, że warto wspierać polskie firmy, bo kupuję od jakiegoś czasu różne produkty tej marki, bo miałem zaufanie.
Źle mi z tym
W niedzielę po tym doświadczeniu czuję się tak zwyczajnie oszukany.
Wiem.
Mogłem zerknąć, mogłem dokładniej sprawdzić. Na etykiecie przecież wskazana jest waga, skład, a nawet można od rewersu przez przeźroczystą folię zobaczyć, jak długie są parówki.
Ja to wszystko wiem.
Jednak mając zbudowane zaufanie od lat, po prostu chwyciłem opakowanie patrząc na jego wielkość od frontu, widząc liczbę sztuk produktu w środku i po prostu włożyłem do koszyka. Nie chodzi więc o to, że dane na opakowaniu wprowadzają w błąd. Od strony formalnej wszystko gra.
Jest mi jednak po prostu zwyczajnie źle. Z tym rozczarowaniem i zdziwieniem zostałem na pół dnia. Inna sprawa, że ten przypadek od razu przedyskutowałem na zajęciach ze studentami rozmawiając o tworzeniu relacji marek z klientami i wielości punktów styku, na których działają firmy tworząc wartość.
Jak żyć Panie? Jak żyć?
Można pomyśleć, że przesadzam.
Może.
Zastanawiam się jednak, czy jestem jedyny? A na dodatek, czy będę miał zaufanie nadal do marki Tarczyński, po takiej sytuacji? Czy w budowaniu relacji z marką, doświadczaniu jej w różnych sposób i w różnych aspektach, nie zostało nadszarpnięte moje zaufanie dotyczące innych produktów? Czy mam teraz być nadal wiernym, a jeżeli tak, to wiernym, ale podejrzliwym? Czy o to chodzi firmie Tarczyński chodziło?
Mam potężne wątpliwości.